niedziela, 31 lipca 2016

Pierwsze dni w Californii.

Po dotarciu do San Diego, pogubilismy sie troche z czasem i z naszych ustalen mielismy tam byc okolo 5 pm a jak dojechalismy to byla juz 6. Apartament , ktory znalezlismy on line byl otwarty tylko do 6, zadzwonilismy , wyjasnilismy nasza sytuacje i babeczka zdecydowala sie zostac w pracy po godzinach, zaczekac na nas i nam wszystko pokazac i oprowadzic. Wow! Nie wiem czemu ale mam wrazenie, ze w Polsce nikt by tak nie zrobil... Dojechalismy wiec na miejsce, i od razu zdecydowalismy sie na to mieszkanie, wygladalo jeszcze lepiej niz on line, zostalo nam tylko podpisanie dokumentow i wprowadzenie sie! Niestety na to musielismy poczekac do dnia nastepnego, bo system w komputerze tej Pani sie zawiesil i za cholere nie chcial sie odwiesic a nam i tak juz bylo glupio, bo przetrzymalismy ja okolo godzine, wiec pozegnalismy sie i zobaczylismy nastepnego dnia. Na noc zatrzymalismy sie u kolezanki, Eric z rana pojechal do pracy na pare h , a po powrocie pojechalismy odebrac klucze i sie wprowadzic. Bardzo pomogla nam jego rodzina, dali nam troche mebli i w zasadzie przyoszczedzilismy przez to sporo pieniedzy, no ale sporo tez wydalismy. Nasza okolica jest bardzo fajna, w apartamentowcu mamy basen i silownie z ktorych mozemy korzystac za darmo, mamy blisko do duzego jeziora i parku, blisko do sklepow, do plazy jakies 15-20 min. No i nie mieszkamy tez w centrum, dzieki bogu. 

Pierwsze dni przeprowadzki byly ciezkie i napiete. Non stop biegalismy po zakupy, bo przeciez wiekszosc rzeczy nadal musielismy kupic, ale przynajmniej moge powiedziec ze kupowalismy wszystko z glowa i nie mamy w sumie nic nie potrzebnego. Jestesmy juz tutaj dwa tygodnie i spokojnie mozemy odetchnac, bo nie musimy juz biegac i urzadzac sie, mozemy zajac poznawaniem okolicy i zwiedzaniem. Pogoda jak to w Kalifornii, codziennie goraco po okolo 30 st. Jest to troche uciazliwe, bo  jednak wole wiosenno-jesienna pogode, ale niestety tutaj takiej raczej nie bede miala. Przez pierwsze kilka dni zostalam w domu z Ericem, bo on wzial wolne. Urzadzalismy sie, podejmowalismy decyzje co do mebli, chodzlismy na basen, gotowalismy i sprzeczalismy sie lol. Jak prawdziwe, dobre, stare malzenstwo. 

W ubieglym tygodniu wybralismy sie do Sea World. Jakos osobiscie nie jestem za trzymaniem zwierzat w takich parkach, ale jakby nie bylo to jest to jedyny sposob na zobaczenie ich. Bilety mielismy na free...bo Military... Kolejny raz powtorze, jakie oni tu maja przywileje, to sie w pale nie miesci. 














 Wczoraj wybralismy sie na rejs po San Diego , w zasadzie to po zatoce. Kupilismy bilety na gruponie i za dwugodzinny rejs zaplacilismy tylko 35 dolcow! Serio, grupon tutaj jest tani. Musze to przyznac, spodziewalam sie na prawde wyzszych cen niz w Alexandrii, a jest podobnie. Rejs byl mega, plywalismy dwie h, a kapitan opowiadal nam co sie znajduje na okolo i wszystko pokazywal. Zrobilam duzo zdjec, a google zrobilo mi z nich filmik :)








5 komentarzy:

  1. Jak ja dawno tu nie zaglądałam przez te wszystie fejsy i instagramy :D
    szczęścia, szczęscia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia - w końcu możesz powiedzieć, że jesteś prawdziwą mężatką ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkiego dobrego :*
    itstimeforbreath.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. to teraz bedzie juz tylko lepiej i lepiej! :) mieszkam w Del Mar, jak będziesz miała kiedyś ochotę na kawe, daj znać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Nie wiem jak się z Tobą skontaktować więc mam nadzieję ze odczytasz ta wiad! Bardzo możliwe że dostanę pracę bardO blisko Del Mar i oczywiście chętnie się spotkam:))

      Usuń