czwartek, 9 października 2014

Navy ball i Mount Vernon, czyli 4,5 mies. za mną

W końcu uporalam się z tym calym road tripem i dopiero teraz zauważyłam, ze opisanie całej wycieczki zajęło mi w sumie miesiąc. Czas najwyższy wrócić do bieżących spraw, które bezpośrednio dotyczą mnie i mojego operowania :) Na poczatku września zapisalam się na kurs przygotowawczy do zdania egzaminu toefl. Kurs trwa cztery miesiące, z czego jeden mam juz za sobą. Uczęszczam do pobliskiego college dwa razy w tygodniu na dwie godziny, co daje mi łącznie cztery kredyty wyrobione w cztery miesiące. W styczniu prawdopodobnie rozpoczne kolejny kurs, co by mieć cale 6 kredytów. I nie, nie jest łatwo zdać ten egzamin, jest sporo rzeczy do nauki i szczerze mówiąc nie spodziewalam się, ze akurat czegoś takiego będę musiała się uczyć.

Moja praca jako au pair w zasadzie ograniczyła się do mieszkania z rodzina i spędzenia kilku chwil z dziecmi w ciągu dnia. Nie odczuwam tego, ze pracuje. W ciągu dnia mam siedem h wolnego, z czego tylko jeden dzień (środa) jest cały dla mnie. Nie mam wtedy ani szkoły ani żadnych dodatkowych zajęć.

Wrzesień był miesiącem, który minął mi na prawdę szybko, ani się obejrzalam a tu juz pazdziernik! Zrobiło się nieco chłodniej i w końcu czuje, ze nadchodzi jesien:) Jeszcze we wrześniu wybralam się z koleżanką do Mount Vernon czyli oryginalnej posiadłości G. Washingtona. Jeśli jest ktos , kto mieszka w pobliżu to na prawdę polecam się tam wybrać!



Jeden ze straganów. Niedaleko posiadłości Washingtona było rozlozonych mnóstwo straganów z możliwością kupienia pamiątek :)



Ci ludzie odgrywali specjalne scenki nawiązujące do czasów w których żył prezydent.


Dom z zewnątrz wydawał się mały, ale wewnatrz miał na prawdę sporo pokoi. Niestety nie mogłam robić zdjęć w środku.


W tym grobowcu pochowany jest sam prezydent jak również cala jego rodzina. Około 25 osób.

W ubiegłym weekend miałam szanse przekonać się na własnej skorze jak to jest być na wojskowym balu, w tym przypadku Navy. Poszlam jako osoba towarzysząca E. Bal rozpoczął się około 19:00 , na poczatku były przemowy, prezentacje a na końcu zabawa taneczna do północy, z czego ludzie zaczęli juz wychodzić około 23-23:30. Powtorze to kolejny raz, Amerykanie nie potrafią się długo bawić. Zdazylam się juz do tego przyzwyczaić, ale zastanawiam sie , co by zrobili jakby przypadkiem trafili na jakieś wesele w Polsce :) 


Tak,wiem wygladalismy jak milion dolarów :D



Do usłyszenia. M.


2 komentarze:

  1. wyglądaliście jak miliard dolarów ;)!!! Super doświadczenie - i zgadzam się całkowicie, że Amerykanie nie potrafią się długo bawić. Cieniasy!

    Jak zwykle z przyjemnością przeczytałam kolejną Twoją notkę - one zawsze jakoś stawiają mnie na nogi :D :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna kiecka!
    Ps. Angielki na weselu kuzynki spuchły ok. 24:00 ;)

    OdpowiedzUsuń