wtorek, 16 września 2014

Road trip, dzień 6-7 - San Diego, Los Angeles, Santa Monica

Ostatnia część naszej wycieczki to pobyt w Kalifornii, który rozpoczął się dnia 5go wieczorem, a zakończył się 4 dni później. Nie było łatwo podnieść się z łóżka po imprezie w Las Vegas, ale chcąc nie chcąc musiałyśmy to zrobić. Wsiadając do samolotu, który miał nas zabrać do San Diego nie spodziewałam się takich widoków pod nami. Góry, góry....góry... Wszędzie. Poza górami nie było tam nic innego. 


Właśnie tak to mniej więcej wyglądało. Do San Diego dotarłyśmy jakoś po południu i od razu udałyśmy się do wypożyczali samochodów po nasz kolejny dyliżans, który zabrać nas miał na wycieczkę przez całą Kalifornię! 

San Diego

Nie miałyśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie całego San Diego, bo tylko jeden dzień, jednak po Starym Mieście musiałyśmy się przejść. Będąc szczerą nie bardzo zależało mi na zwiedzeniu wszystkiego, najbardziej chciałam zobaczyć słynną wyspę Coronado, na którą wjeżdża się wybitnie długim mostem. I tak, udało się, pojechałyśmy na wyspę Coronado. Przepiękne miejsce, piękne domy, widoki cisza i spokój, wszystko czego człowiekowi do szczęścia potrzeba! :)
San Diego samo w sobie nie zrobiło na mnie wrażenia, wieczorem wybrałyśmy się na małą przejażdżkę po mieście chcąc zahaczyć o jakieś melcio, i... albo my nie umiałyśmy szukać, albo faktycznie nic się tam nie działo. Noc spędziłyśmy hotelu.

Balboa Park



Widok na panoramę San Diego z Coronado Island


Coronado Island



Old Town, San Diego




Los Angeles

Kolejny dzień rozpoczęłyśmy oczywiście od pysznego śniadanie w Denny's (nie ma się czym chwalić wiem, ale żywiłyśmy się tam przez większość naszej wycieczki :D). Dojazd do Los Angeles zajął nam może z 2 godziny. Wcześniej zrobiłyśmy listę, co chcemy zobaczyć w tym mieście, a na noc wynajęłyśmy hotel. Los Angeles nie zrobiło na mnie wrażenia, podobnie jak San Diego. Owszem, jest ładnie i czysto, ale tylko w bogatych dzielnicach. Nasz hotel np mieścił się w dzielnicy koreańskiej, która już taka piękna nie była. 

Nasze zwiedzanie zaczęłyśmy od podjazdu pod sam znak Hollywood


Przeszłyśmy się po Oscarowych schodach....


... i widziałyśmy miejsce kadru z filmu (okej nie pamiętam, coś tam z Justinem Timberlakiem :D)


Widziałyśmy też panoramę Los Angeles :)


a potem przeszłyśmy się aleją gwiazd


Dzień zakończyłyśmy nocną wizytą w Universal Studios :) 




Kolejny dzień rozpoczęłyśmy od opuszczenia hotelu, aby udać się do Beverly Hills i przejść się Rodeo Street, czyli najdroższą ulicą w całym Stanach zjednoczonych.




Santa Monica

Plaża w Santa Monica była przepiękna, szkoda tylko, że woda była zbyt zimna, aby się wykąpać:) Jak wiadomo, w Santa Monica jest ostatni punkt historycznej route 66 oraz sławne molo, na którym stoi znak oznaczający koniec właśnie tej drogi. Pojechałyśmy tam tylko na chwilę, aby odpocząć przed 11godzinną podróżą do San Fransisco.





Ostatni punkt mojej wycieczki to zamglone San Fransisco, o którym przeczytacie już niebawem :)

M.


4 komentarze:

  1. Jeszcze raz to napiszę, ale mega się cieszę, że udalo Ci się ogarnąc ten trip! Tyle ciekawych miejsc, super przygoda :) Ahh... Kalifornia... ja jestem zakochana :) Nie mogę się doczekać notki z SF, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. moje ulubione zdjęcie to oczywiście ta urocza mewa :-)

    Super zdjęcia i świetna relacja - nadal zbieram od Ciebie inspiracje!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz ile San Diego ma do zaoferowania!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. omg jak tam jest pięknie!
    w jakich kosztach tak mniej więcej zamknęła się Twoja wycieczka do Cali?

    OdpowiedzUsuń