Właśnie tak to mniej więcej wyglądało. Do San Diego dotarłyśmy jakoś po południu i od razu udałyśmy się do wypożyczali samochodów po nasz kolejny dyliżans, który zabrać nas miał na wycieczkę przez całą Kalifornię!
San Diego
Nie miałyśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie całego San Diego, bo tylko jeden dzień, jednak po Starym Mieście musiałyśmy się przejść. Będąc szczerą nie bardzo zależało mi na zwiedzeniu wszystkiego, najbardziej chciałam zobaczyć słynną wyspę Coronado, na którą wjeżdża się wybitnie długim mostem. I tak, udało się, pojechałyśmy na wyspę Coronado. Przepiękne miejsce, piękne domy, widoki cisza i spokój, wszystko czego człowiekowi do szczęścia potrzeba! :)
San Diego samo w sobie nie zrobiło na mnie wrażenia, wieczorem wybrałyśmy się na małą przejażdżkę po mieście chcąc zahaczyć o jakieś melcio, i... albo my nie umiałyśmy szukać, albo faktycznie nic się tam nie działo. Noc spędziłyśmy hotelu.
Balboa Park
Widok na panoramę San Diego z Coronado Island
Coronado Island
Old Town, San Diego
Los Angeles
Kolejny dzień rozpoczęłyśmy oczywiście od pysznego śniadanie w Denny's (nie ma się czym chwalić wiem, ale żywiłyśmy się tam przez większość naszej wycieczki :D). Dojazd do Los Angeles zajął nam może z 2 godziny. Wcześniej zrobiłyśmy listę, co chcemy zobaczyć w tym mieście, a na noc wynajęłyśmy hotel. Los Angeles nie zrobiło na mnie wrażenia, podobnie jak San Diego. Owszem, jest ładnie i czysto, ale tylko w bogatych dzielnicach. Nasz hotel np mieścił się w dzielnicy koreańskiej, która już taka piękna nie była.
Nasze zwiedzanie zaczęłyśmy od podjazdu pod sam znak Hollywood
Przeszłyśmy się po Oscarowych schodach....
... i widziałyśmy miejsce kadru z filmu (okej nie pamiętam, coś tam z Justinem Timberlakiem :D)
Widziałyśmy też panoramę Los Angeles :)
a potem przeszłyśmy się aleją gwiazd
Dzień zakończyłyśmy nocną wizytą w Universal Studios :)
Kolejny dzień rozpoczęłyśmy od opuszczenia hotelu, aby udać się do Beverly Hills i przejść się Rodeo Street, czyli najdroższą ulicą w całym Stanach zjednoczonych.
Santa Monica
Plaża w Santa Monica była przepiękna, szkoda tylko, że woda była zbyt zimna, aby się wykąpać:) Jak wiadomo, w Santa Monica jest ostatni punkt historycznej route 66 oraz sławne molo, na którym stoi znak oznaczający koniec właśnie tej drogi. Pojechałyśmy tam tylko na chwilę, aby odpocząć przed 11godzinną podróżą do San Fransisco.
Ostatni punkt mojej wycieczki to zamglone San Fransisco, o którym przeczytacie już niebawem :)
M.
Jeszcze raz to napiszę, ale mega się cieszę, że udalo Ci się ogarnąc ten trip! Tyle ciekawych miejsc, super przygoda :) Ahh... Kalifornia... ja jestem zakochana :) Nie mogę się doczekać notki z SF, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmoje ulubione zdjęcie to oczywiście ta urocza mewa :-)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia i świetna relacja - nadal zbieram od Ciebie inspiracje!!!
Nawet nie wiesz ile San Diego ma do zaoferowania!!! :)
OdpowiedzUsuńomg jak tam jest pięknie!
OdpowiedzUsuńw jakich kosztach tak mniej więcej zamknęła się Twoja wycieczka do Cali?