Zostając tutaj przez prawdopodobnie dwa lata, zamierzam zobaczyć większość stanów, dlatego też nie marnuję czasu i zabrałam się za to od razu. Dziś mijają trzy tygodnie odkąd jestem w USA, czas leci mega szybko, więc również i z tego powodu szybko trzeba zacząć zwiedzanie :) Do Zachodniej Wirginii miałam się wybrać już tydzień temu, ale niestety nie znalazłam kompanek do chodzenia po górach, postanowiłam więc poczekać i tym razem się udało. Wczoraj wskoczyłam w samochód, pojechałam po trzy inne operki, ustawiłam w GPS drogę do WV i here we go! Nie było to jakoś strasznie daleko, ale mój GPS trochę pobłądził przez co straciłyśmy nieco czasu. Mnie to było w sumie na rękę, bo na prawdę lubię prowadzić, szczególnie tutaj na autostradach, które nie są w sumie tak trudne do ogarnięcia. Widoki po drodze były przepiękne, nawet jeśli były to tylko pola, czy inne autostrady- wszystko wyglądało świetnie!
Dojazd na miejsce zajął nam jakieś 1,5 h., a kiedy już dotarłyśmy do miasteczka Harpers Ferry, nie mogłyśmy się nadziwić jak tam ładnie, a przede wszystkim jak ludzie mogą nadal tam mieszkać. Miasteczko było zabytkowe, małe, były tam muzea oraz inne miejsca do zwiedzania, nas jednak interesowały głównie góry, chciałyśmy zobaczyć rzekę oraz miasteczko z samego szczytu.
Park rozciąga się na trzy Stany. Za nami widać Maryland, my jednak postanowiłyśmy zostać po stronie Wirginii Zachodniej i udać się tutaj (czerwone kółko):
Szczerze mówiąc to ja chciałam pójść jeszcze dalej, na główny punkt widokowy, ale niestety straciłyśmy nieco czasu, a dlaczego, dowiecie się za chwilę. Wejście na to miejsce obejmowało trzy szlaki, biały, pomarańczowy i niebieski i była to druga najtrudniejsza trasa w parku. Nie była jakaś mega ciężka, ale łatwa też nie :) Kiedy już przechodziłyśmy przez most, aby zacząć nasz hiking trip, jedna z dziewczyn upuściła swój aparat, który wpadł do rzeki! Przez to właśnie straciłyśmy nieco czasu na powrót na dół oraz "szukanie" aparatu. Od początku wiedziałam, że nic z tego nie będzie bo aparat na naszych oczach odpłynął z nurtem rzeki, ale... poszłyśmy.
Z tego mostu spadł aparat, a to ja....szukająca go w rzece. Wygląda to bynajmniej jakbym szukała ryb na obiad :D Aparatu oczywiście nie wyłowiłyśmy, było trochę płaczu, ale poszłyśmy dalej. Początek trasy był na prawdę stromy i mega pod górę.
Osak przewodnik :D
Szłyśmy tak dobre 1,5 h., ale na prawdę było warto. Po drodze był w zasadzie sam las (bo czego innego można by się spodziewać?), ale jak doszłyśmy na samą górę i zobaczyłyśmy widok to wierzcie mi, nie miałam ochoty wracać na dół, wsiadać w samochód i wracać do domu!
Niestety drzewa nam przesłoniły widok, jakbyśmy weszły wyżej to wtedy wszystko byłoby pięknie widać, ale jak już wspominałam musiałyśmy wracać do domu. Zamierzamy jednak tam wrócić i pójść w góry od strony stanu Maryland, jeśli ktoś jest chętny to piszcie!
A do domu wracamy tak:
Sama się do siebie uśmiechałam czytajac/oglądając tego posta :) Super, oby jak najwięcej takich pozytywnych wypadów (i mniej zgubionych aparatów :D)!
OdpowiedzUsuńOOO! Ja bym chętnie na coś takiego sie wybrała! Ale przybywam dopiero za 3 miesiące :)
OdpowiedzUsuńJa się piszę of course ! :D
OdpowiedzUsuńale widoki ... coś fantastycznego. Cholerka, ale bym chciała tak mieszkać gdzieś blisko koło Ciebie - widzę, że jesteś równie entuzjastycznie nastawiona do korzystania z każdej wolnej chwili na hiking oraz poznawanie nowych stanów. Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńA tak BTW aparatu - szkoda strasznie :( poza tym, gdy ja jestem gdzieś na wysokości, to podświadomie jeszcze bardziej kurczowo trzymam telefon/aparat, bo mam pietra, że upuszczę :P
no trochę daleko mamy do siebie nie da się ukryć :D ja strasznie lubię hiking i zamierzam zwiedzić więcej takich miejsc tutaj w okolicach :) Pozdrawiam!
Usuń